Normalnie pewnie bym jej nie upiekła. Dlaczego? Ano dlatego, że w moim domu nie ma fanów białego pieczywa na drożdżach i właściwie takowego się nie jada. Właściwie - to tak jak prawie, nie? ;) A prawie czyni wielką różnicę ;) Tak więc upiekłam specjalnie dla Oli, która wczoraj wygrała międzyszkolny konkurs gramatyczny :D
Olka lubi takie pieczywo, nawet bardzo lubi, więc nim własnie została ukoronowana. Tym bardziej, że konsekwencją wygranej jest ocena celująca z języka polskiego na świadectwie. I będzie to jedyna taka ocena w klasie!!!
Przepis na tiarę jest propozycją Tilianary do 75. wydania Weekendowej Piekarni.
Pain de Compagne
(w kształcie tiary)
Pate Fermentee:
265 g mąki pszennej chlebowej
170 g wody
1/8 łyżeczki drożdży instant
Przygotowanie: Wieczorem przed pieczeniem wymieszać wszystkie składniki pate fermentee do momentu połączenia (mieszanina powinna mieć temperaturę 21 stopni Celsjusza). Odstawić po przykryciem na 1 godzinę w temperaturze 21 stopni Celsjusza, a następnie włożyć na noc do lodówki.
Ciasto właściwe:
235 g mąki pszennej chlebowej
25 g mąki żytniej (to powinna być chyba sitkowa, ale Szkutnik radzi wziąć 720 i 1400 w proporcjach 1:2)
190 g wody
10 g soli
1 łyżeczka drożdży instant
443 g pate fermentee (całe)
Przygotowanie: Rankiem podzielić pete fermentee na kawałki wielkości orzecha i odstawić do ogrzania do temperatury pokojowej przez 1 godzinę. Następnie wymieszać wszystkie składniki ciasta chlebowego tylko do momentu rozmieszania. Mieszanina powinna mieć temperaturę 24 stopni Celsjusza. Następnie wyrobić przez 10-15 minut gładkie, elastyczne ciasto. Włożyć je do naoliwionej miski i odstawić do wyrośnięcia na 1 godzinę. Po tym czasie wyjąć ciasto, uformować w kulę i pozwolić mu przez chwilę odpocząć. Następnie by stworzyć tiarę należy uformować trzy podłużne, choć grube (jak paczki papierosów czy też tabakiery) bochenki i albo:
1) ułożyć je na czas wyrastania złączeniem w górę na omączonym płótnie (lub na blasze), tak by w czasie wyrastania połączyły się w kształt tiary. Pomiędzy te trzy części należy włożyć naoliwioną szklankę, by zachować puste miejsce w środku;
2) ułożyć je na omączonym płótnie oddzielnie na czas wyrastania, a dopiero wkładając je do pieca, ułożyć je tak na kamieniu lub blasze by w czasie pieczenia połączyły się w tiarę (IMO trzeba działać szybko, choć delikatnie).
Piec w 230 stopniach Celsjusza przez 25-30 minut (przez pierwsze 10 minut z parą). Ostudzić na kratce.

Piekłam zupełnie zgodnie z przepisem, metodą na szklankę ;), ale z połowy porcji. Smakuje Młodej :))
Moje odchudzanie trwa :D Żyję sobie wg karteczek od Pani Dietetyk i wg godzin wyznaczonych na posiłki (9-12-15-17-19.30). Nie jest źle. Nawet jest dobrze. Mogę sobie pozwolić na taki luksus jeszcze teraz, bo od września powrót do pracy mnie czeka i pewnie z dyscypliną jedzeniową nie będzie już tak różowo... A jak mądrzy ludzie mówią, najważniejsze w odchudzaniu jest: nie być głodnym!













I powiem Wam, że jest smaczny :) 
Niemniej smaczny, dobrze wypieczony, bardzo słonecznikowy i stanowczo do powtórzenia!

Uszczegółowiłam nieco przepis ;) I dodam tylko jeszcze, że w przypadku kremów nie ma mowy o lekkim czy delikatnym mieszaniu... Trzeba solidnie ubić, bo jogurt pod wpływem żelatyny robi się grudkowaty. No chyba, że to wina jogurtu... ale robiłam z solidnym Zottem ;)


Choć gwoździem śniadań majowych w moim domu będzie coś zupełnie innego... ;)










