sobota, 29 maja 2010

tiara czyli WP#75 - Pain de Compagne

Normalnie pewnie bym jej nie upiekła. Dlaczego? Ano dlatego, że w moim domu nie ma fanów białego pieczywa na drożdżach i właściwie takowego się nie jada. Właściwie - to tak jak prawie, nie? ;) A prawie czyni wielką różnicę ;)

Tak więc upiekłam specjalnie dla Oli, która wczoraj wygrała międzyszkolny konkurs gramatyczny :D  Olka lubi takie pieczywo, nawet bardzo lubi, więc nim własnie została ukoronowana. Tym bardziej, że konsekwencją wygranej jest ocena celująca z języka polskiego na świadectwie. I będzie to jedyna taka ocena w klasie!!! 

Przepis na tiarę jest propozycją Tilianary do 75. wydania Weekendowej Piekarni.

Pain de Compagne
(w kształcie tiary)

Pate Fermentee:
265 g mąki pszennej chlebowej
170 g wody
1/8 łyżeczki drożdży instant


Przygotowanie: Wieczorem przed pieczeniem wymieszać wszystkie składniki pate fermentee do momentu połączenia (mieszanina powinna mieć temperaturę 21 stopni Celsjusza). Odstawić po przykryciem na 1 godzinę w temperaturze 21 stopni Celsjusza, a następnie włożyć na noc do lodówki.

Ciasto właściwe:
235 g mąki pszennej chlebowej
25 g mąki żytniej (to powinna być chyba sitkowa, ale Szkutnik radzi wziąć 720 i 1400 w proporcjach 1:2)
190 g wody
10 g soli
1 łyżeczka drożdży instant
443 g pate fermentee (całe)


Przygotowanie: Rankiem podzielić pete fermentee na kawałki wielkości orzecha i odstawić do ogrzania do temperatury pokojowej przez 1 godzinę. Następnie wymieszać wszystkie składniki ciasta chlebowego tylko do momentu rozmieszania. Mieszanina powinna mieć temperaturę 24 stopni Celsjusza. Następnie wyrobić przez 10-15 minut gładkie, elastyczne ciasto. Włożyć je do naoliwionej miski i odstawić do wyrośnięcia na 1 godzinę. Po tym czasie wyjąć ciasto, uformować w kulę i pozwolić mu przez chwilę odpocząć. Następnie by stworzyć tiarę należy uformować trzy podłużne, choć grube (jak paczki papierosów czy też tabakiery) bochenki i albo:
1) ułożyć je na czas wyrastania złączeniem w górę na omączonym płótnie (lub na blasze), tak by w czasie wyrastania połączyły się w kształt tiary. Pomiędzy te trzy części należy włożyć naoliwioną szklankę, by zachować puste miejsce w środku;
2) ułożyć je na omączonym płótnie oddzielnie na czas wyrastania, a dopiero wkładając je do pieca, ułożyć je tak na kamieniu lub blasze by w czasie pieczenia połączyły się w tiarę (IMO trzeba działać szybko, choć delikatnie).

Piec w 230 stopniach Celsjusza przez 25-30 minut (przez pierwsze 10 minut z parą). Ostudzić na kratce.

Piekłam zupełnie zgodnie z przepisem, metodą na szklankę ;), ale z połowy porcji. Smakuje Młodej :))

czwartek, 27 maja 2010

koktail na drugie śniadanie

Moje odchudzanie trwa :D Żyję sobie wg karteczek od Pani Dietetyk i wg godzin wyznaczonych na posiłki (9-12-15-17-19.30). Nie jest źle. Nawet jest dobrze. Mogę sobie pozwolić na taki luksus jeszcze teraz, bo od września powrót do pracy mnie czeka i pewnie z dyscypliną jedzeniową nie będzie już tak różowo... A jak mądrzy ludzie mówią, najważniejsze w odchudzaniu jest: nie być głodnym! 

Tak więc nie jestem :P Oto na przykład moje dzisiejsze drugie śniadanie (majowe oczywiście).

Koktail za 260 kcal.

  • 1 średni banan (100g)
  • 150 g truskawek
  • 250 g kefiru (mój to nawet 2% jest)

Wszystkie składniki razem zmiksować. I gotowe.

Wychodzą z tej porcji dwie szklanki pysznego (truskawki) i pożywnego (banan) koktailu. Polecam :)

wtorek, 25 maja 2010

śniadaniowe ciasto cytrynowe czyli folgujemy własnym zachciankom ;)

Macie tak czasami, że chce się wam czegoś do zjedzenia? Czegoś konkretnego, tego a nie innego? Nie po prostu 'słodkiego' tylko konkretnego smaku? Czegoś o czym już samo myślenie pobudza ślinianki do nadprodukcji? No to ja tak miałam... Cierpiałam od wczoraj... Przeszukałam zeszyty z przepisami, przeszukałam blogi... To miało być coś szybkiego, coś pewnego, coś mało pracochłonnego, w końcu coś CYTRYNOWEGO. I znalazłam. Oczywiście u Doroty. Wilgotne, cytrynowe i nie za słodkie, pyszne ciasto, w sam raz na drugie śniadanie majowe ;)

Przepis:

  • 3/4 szklanki drobnego cukru
  • 1,5 szklanki mąki
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 4 jaja
  • 1/2 szklanki gęstej śmietany
  • 6 łyżek roztopionego i chłodnego masła
  • 3 łyżki soku z cytryny
  • skórka otarta z 3 cytryn

Do miski wsypać mąkę, cukier i proszek, dolać lekko roztrzepane jaja i utrzeć krótko mikserem. W osobnym garnuszku wymieszać rozptopione masło, śmietanę, sok i skórkę z cytryn, wlać do masy z jajami i krótko ubic mikserem. Przelać do formy i piec do 'suchego patyczka' w 170 stopniach C.

Do herbaty z cytryną.... mmm... Bardzo sobie ulżyłam zjadając, niestety, aż 3 kawałki... Co z dietą zapytacie? Nic. Trwa. To była mała odskocznia, w myśla zasady hedonistów, że rozkosz i przyjemność jest życia ośrodkiem ;) Teraz jest OK :)

niedziela, 23 maja 2010

maślana brioszka czekoladowa WP#74


Przepis znaleziony u Asi z Kwesii Smaku, bloga kipiącego wręcz fantastycznymi przepisami, na który osoba odchudzajaca się (czyli ja!)stanowczo zaglądać nie powinna ;) 

Jednocześnie propozycja, Viridianki, do kolejnego wydania Weekendowej Piekarni.

Moja wersja trochę inna, bardziej czekoladowa i z kremem truskawkowym podkręconym żubrówką ;) 

Przepis:

  • 2 łyżeczki suchych drożdży instant
  • 2 łyżki ciepłej wody
  • 500 g mąki
  • 50 g cukru
  • 1 i 1/2 łyżeczki soli (ja dałam 1 łyżeczkę)
  • 5 jajek
  • 350 g niesolonego masła, bardzo miękkiego (ja swoje zmiększam pozostawiając przez noc w temp. pokojowej, dobrej jakości masło nie jest jednak na tyle miękkie nawet po tym czasie, więc warto potem przez 10-20sek ocieplić je w mikrofali - ale nie rozpuszczać!)
  • 2 łyżki dobrego kakao

W kolejności jaja, sypkie, masło, drożdże umieściłam w maszynie, która wyrobiła piękne ciasto. Ciasto jest tak bardzo maślane, ze po wyjęciu z maszyny po godzinnym wyrastaniu wręcz ocieka masłem. Wystarczy zagnieść raz jeszcze tym razem ręcznie, umieścić w misce, przykryć i włożyć na noc do lodówki.

  • 250 g mrożonych truskawek zasypać
  • 3 łyżkami cukru i podlać
  • 2 łyżkami żubrówki

podgrzewać aż truskawki będą bardzo, bardzo miękkie.

  • 2 łyżeczki kartoflanki rozmieszać
  • z 2 łyżkami kremówki

i połączyć z masą truskawkową.

Następnego dnia ciasto po wyjęciu z lodówki rozwałkować w prostokąt i wysmarować masą truskawkową, podsypałam trochę groszków z białej czekolady. Odpowiednio złożyć i pokroić, lub zrobic formę jaka komu pasuje. Piec 20 minut w 190 stopniach C.

Maślane, mocno czekoladowe truskawki... Kto ich nie lubi? ;) 

piątek, 21 maja 2010

kolorowy zawrót głowy ;)

No i przyszła pora na Telesfora ;) (kto pamięta tę bajkę, co?) A skoro o bajkach, to i o dzieciach można wspomnieć ;) No więc tak: Bartek ma już trochę ponad trzy lata i grubą mamę... Ba, nie dosyć że grubą, to jeszcze zupelnie pozbawioną silnej woli... Moja silna wola właściwie to jest bardzo silna... robi ze mną co chce ;) Przyszedł jednak ten czas, że trzeba było spojrzeć w lustro i pójść po rozum do głowy. Najprostszą drogą. Zaliczając wizytę u fachowca czyli dietetyka. Miła pani Ania pomaga i to skutecznie :) Gdybym nie widziała efektów jej pracy u kilku moich znajomych, to pewnie bym się nie zdecydowała. Dużo bowiem wiem o dietach, żywieniu, żywności itp. ale jednak szewc bez butów chodzi ;) Postanowiłam, że nie będę myśleć, nie będę liczyć, nie będę się zastanawiać. Chcę mieć policzone i napisane. Minimum wysiłku maksimum efektu - to moje motto. "Rozpiski" od pani Ani wymagają właściwie tylko włączenia wagi przed każdym posiłkiem i tyle :) Dla mnie bomba! Wystartowałam 27 kwietnia, zaliczając po drodze weekend w Karpaczu (jemy co chcemy) i do dziś mam z siebie 4 kilo mniej. Nie jadam tylko sołodyczy oraz nie piję alkoholu. Wszystko inne dozwolone. 5 posiłków dziennie, o stałych porach, dobrze zbilansowanych i sycących. Na przykład takich jak ta sałatka. To moja dzisiejsza kolacja za 250 kcal :D

kolorowa sałatka bankietowa:

  • 20 g brązowego ryżu (waga przed gotowaniem)
  • 70 g gotowanej piersi z kurczaka
  • czerwona papryka lub po pół żółtej i czerwonej
  • spory ogórek zielony lub małosolny
  • 5 g oliwy
  • zioła dowolne

wyszła z tego solidna porcja bardzo smacznej sałatki :)

PS. Trzymajcie kuciuki Ludziska Kochane...

środa, 19 maja 2010

tort na 50+51 ;)

Wczoraj moi sąsiedzi "z góry"obchodzili swoje urodziny. Dla mnie to wspaniała okazja, żeby poszaleć i poeksperymentować w kuchni :) Niestety, moja wiecznie odchudzająca się/dbająca o linię/trenująca Rodzina nie chce (albo tylko udaje), żeby piec im coś słodkiego... To trochę frustrujące jest, niestety. Chociaż, gdy już drugi tydzień z rzędu w domu nie pachnie świeżym ciastem, to snują się z kąta w kąt, grzebią po szafkach i szufladach i marudzą, ze nic do kawy nie ma... I bądź tu człowieku mądry ;)

No w każdym razie Anetka i Jakubek mają urodziny jednego dnia i w ramach stosunków dobrosąsiedzkich zostali obdarowani tortem. Powiem Wam, że pysznym tortem :P Jeden kawałek to milion kalorii, ale jakich.... mmmm....

Całość jest pomysłem autorskim, choć inspirowanym i to bardzo :)(Komarka i Dorota). Receptur nie wymyślałam sama (z wyjatkiem kremu i polewy), ale efekt końcowy jest jak najbardziej pomysłu mojego i, cholerka, jestem z tego dumna :P

Tort orzechowo-migdałowo-czekoladowy z delikatnym kremem mascarpone i truflową polewą.

Część orzechowa:

  • 10 żółtek
  • 20 dkg drobnego cukru
  • 25 dkg mielonych orzechów laskowych
  • łyżka ekstraktu waniliowego

Żółtka ubić z cukrem do białości, dodać wanilię i mielone orzechy, dobrze wymieszać. Wyłożyć do wysmarowanej i wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy o średnicy 24 cm i piec w nagrzanym do 170 stopni C. (z termoobiegiem) piekarniku do suchego patyczka, ok. 30 minut. Wystudzic na ktarce.

Część migdałowa:

  • 10 białek
  • 20 dkg drobnego cukru
  • 25 dkg mielonych migdałów
  • odrobina (2-3 krople) olejku migdałowego

Białka ubić na sztywno. Dosypywać cukier nieustannie ubijając, gdy cukier się rozpuści dodać olejek migdałowy i mielone migdały. Dobrze wymieszać. Dalej postępować jak z częścią orzechową.

Część czekoladowa:

  • 3 jajka
  • 12 dkg drobnego cukru
  • 35 g dobrego kakao

Ubić żółtka z cukrem na parze do białości. Studzić nadal ubijając. Dosypać kakao, dobrze wymieszać. Dodać ubite na sztywno białka. Wymieszać dobrze, ale delikatnie. Dalej postepować jak z wcześniejszymi częściami.

Krem mascarpone:

  • 50 g śmietany kremówki
  • 20 g cukru pudru
  • 250 g mascarpone
  • likier amaretto wg smaku (ja leję dużo, bo tak lubię)

Śmietanę ubić, dodając pod koniec cukier. Wmieszać mascarpone (ja dalej ubijam) i dolac wg uznania amaretto.

Polewa truflowa:

  • 50 g masła
  • 100 g dobrej, gorzkiej czekolady
  • whisky, scotch etc.

Masło i połamana czekoladę rozpuścic na wolnym ogniu, dobrze połączyć, nie gotować! Dolać alkohol i wymieszać.

Dodatkowo:

  • konfitura z czerwonej porzeczki
  • brandy, whisky, scotch do nawilżenia blatów
  • tłuczone orzechy laskowe
  • kilka garści mielonych orzechów

Upieczone i wystudzone blaty nawilżyć delikatnie wybranym alkoholem. Umieścic na paterze najpierw blat orzechowy, wyłożyc na niego 1/3 kremu, rozsmarować. Przykryć blatem migdałowym, nalożyc 1/3 kremu, rozsmarować i przykryć blatem czekoladowym. Czekoladowy blat posmarować konfiturą porzeczkową. Boki tortu posmarować pozostałym kremem i obsypać mielonymi orzechami. Górę oblać polewą i obsypać tłuczonymi orzechami. Schłodzić.

Jest wyśmienity! Wilgotny i to wcale nie od alkoholu, którym był nakrapiany ;) Same poszczególne blaty są wilgotne. Po jednym kawałku chętnie zjadło by się nastepny, tylko siły już brak  ;)

poniedziałek, 17 maja 2010

10. zdjęcie w komputerze

to zabawa, do której zostałam zaproszona przez Księ Kass ;) No i zrobił się problem, bo nie umiałam sobie poradzić z konkretnym zdjęciem, gdyż wszystkie mam posegregowane w różny folderach tematycznych... Przyjełam więc taką zasadę: 10. folder tematyczny, w nim 10. podfolder i ze wszystkich w nim zdjęć zrobiony kolaż... No i proszę bardzo. Oto jest 10. zdjęcie z mojego komputera ;) 

Kilka słów o nim przy okazji, choć duuuży wpis się przygotowuje. Takie ilości kolorowych i różnosmakowych makaronów piekłam pod koniec marca na wesele córki sąsiadów. Zrobiły wielkie wrażenie. Było ich w sumie 360 pojedynczych sztuk, czyli 180 par... Niezłe doświadczenie ;)

No i teraz jeszcze zaproszenie dla 3. osób do zabawy w 10. zdjęcie. Zapraszam:

  1. Grażynę - koty, koty...
  2. Majanę - liczę na ciepłe i SŁONECZNE...
  3. Oczko - aż się boję jakie krwawe foto pokaże ;)...

czwartek, 13 maja 2010

WP #73 i co z tego wynikło ;)

Ucieszyłam się wczoraj, gdy na blogu Kasi zobaczyłam zaproszenie do kolejnego wydania Weekendowej Piekarni. Wcale nie z powodu wielkiej miłości do instytucji ;) ale z tego, że Gospodyni zrobiła za mnie część pracy :) Otóż KasiaC wybrała przepis na szybki chleb na zakwasie, a wszak wiadomym jest, że jak na zakwasie to wcale nie musi być szybko... A mi na szybkości i smaku zależało, bo w chlebku pustka była. Szybciutko przepisałam więc recepturę na karteczkę i z ochotą zabrałam się do pracy. Nie grało już mi na samym początku coś... Zapoznając się z przepisem u Mirrabelki obejrzałam jednocześnie zdjęcia i doszłam do wniosku, że to niemożliwe, żeby chleb na mąkach z pełnego przemiału tak wyglądał. Inteligentnie więc podmieniłam mąkę żytnią razową 2000 na żytnią sitkową 1400 :D I wyszedł  mi.... no właśnie... co mi wyszło??? Nazwałam to błyskawiczny pumpernikiel z prażonym słonecznikiem.

A oto on i receptura jaką zobaczyłam;)

  • 300 g mąki żytniej sitkowej
  • 70 g mąki pszennej z pełnego przemiału
  • 200 g letniej wody
  • 150 g zakwasu 
  • 100 g uprażonych nasion słonecznika
  • opcjonalnie 1/2 łyżeczki drożdży
  • 1 łyżka miodu
  • 1 łyżka oliwy
  • 1 łyżeczka soli

Mąki zalałam wodą i zagniotłam oporne ciasto. Odstawiłam na 20 minut, prażąc w tym czasie słonecznik na suchej patelni. Dodałam do ciasta zakwas, oliwę, miód i drożdże i szybko zagniotłam, dolewając jeszcze wody, bo coś ciężko szło... Odstawiłam na chwilę, po czym dosypałam słonecznik i sól i znów używając sporej siły zagniotłam całość. Uformowałam kulę i zostwiłam w naoliwionej misce na godzinę. Potem uformowałam wałek i ułożyłam go w tortownicy z kominkiem. Podrósł nawet trochę. I wtedy do mnie dotarło... Jeszcze raz do komputera... Eureka!!! Totalnie pokręciłam mąki!!! Mój chleb miał konsystencję całkiem niezłego pumpernikla ;) Po 4 godzinach wylądował przykryty folią aluminiową w 180 stopniach C. na 60 minut.

I powiem Wam, że jest smaczny :)

Dziś za to zrobiłam już ten prawidłowy :)

Przepis - tylko trochę zmieniłam:

  • 300 g mąki pszennej chlebowej
  • 30 g mąki żytniej 2000
  • 70 g mąki orkiszowej 2000
  • 200 g letniej wody
  • 150 g zakwasu żytniego razowego 100%
  • 1 łyżka miodu z kwiatu pomarańczy
  • 1 łyżka dziewiczej oliwy
  • 1 łyżeczka soli
  • można drożdże, ale pominęłam tym razem

Mąki wymieszałam, zalałam wodą i zagniotłam plastyczne ciasto. Odstawiłam na 20 minut i uprażyłam słonecznik. Dodałam do ciasta zakwas, miód i oliwę i znów zagniotłam. Odstawiłam na 10 minut, po czym dosypałam słonecznik i sól. Ładnie zagniotłam elastyczne i lepkie (zakwas i miód) ciasto i odstawiłam w naoliwionej misce na godzinę. Podrosło ładnie, jak na cisto tylko na zakwasie (był aktywny, dokarmiony kilka godzin wcześniej). Zagniotłam i uformowałam w kulę, po czym zrobiłam po środku dziurę pięścią (nie łokciem), w środek włożyłam omączoną ściereczkę. Sugerując się czasem wyrastania Mirrabelkowego chleba (3,5 godzin) pomyślałam, że mojemu minimu tyle będzie potrzeba i zapomniałam o nim na tyleż czasu właśnie. I to był błąd! Ciut przerósł i na boki się rozlazł;) 

Niemniej smaczny, dobrze wypieczony, bardzo słonecznikowy i stanowczo do powtórzenia!

sobota, 8 maja 2010

tort latte macchiato z jogurtem czyli majowe WC ;)

 Lekki, jogurtowo-kawowy tort z majowej Weekendowej Cukierni to propozycja Ewelosy. Jedna z dwóch, ale chyba ta fajniejsza ;) 

Zrobiłam dziś na szybko, bo się goście zapowiedzieli niespodzianie ;) A że to tacy swojscy goście, więc mogłam pozwolić sobie na wypróbowanie czegoś nowego. Ryzyko, że nie wyjdzie znikome w sumie przy tym cieście, a nawet jak coś się trochę obsunie, to nic się wielkiego nie stanie. Obsunęło się więc trochę, ale to wynik pośpiechu. Na gorący w sumie jeszcze spód kładłam białą masę i nie miałam wiele czasu na czekanie, aż całkowicie stężeje więc kawowa nieco przeciążyła białą, ale co tam ;) Smakuje dobrze, a to najważniejsze przy swojskich gościach. 

Przepis:

Ciasto: 
  • 125 g masła
  • 80 g cukru
  • 4 łyżeczki cukru waniliowego
  • szczypta soli
  • 2 jajka
  • 100 g mąki pszennej
  • 50 g mąki ziemniaczanej
  • 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia

Biały krem:

  • 750 g jogurtu naturalnego
  • 90 g cukru
  • 5 łyżeczek żelatyny
  • 4 łyżki gorącej wody
  • 100 ml śmietany kremówki
  • 2 łyżki ekstraktu waniliowego

Ciemny krem:

  • 450 g jogurtu naturalnego
  • 80 g cukru
  • 4 łyżki kawy rozpuszczalnej
  • 4 łyżeczki żelatyny
  • 4 łyżki gorącej wody
  • 100 ml kremówki

Sposób przygotowania:

Piekarnik nagrzewamy do 200’C. Tortownice o średnicy 26 cm smarujemy masłem i wysypujemy bułką tartą.
Miękkie masło ucieramy z cukrem, cukrem waniliowym  i solą na kremową masę.
Dodajemy po jednym jajku i ucieramy.
Przesiewamy do masy obie mąki wymieszane z proszkiem do pieczenia.

Wylewamy do formy, wygładzamy i pieczemy 30 minut. Studzimy.
Ciasto wykładamy na paterę i spinamy obręczą do tortów.

Przygotowujemy biały krem: jogurt łączymy z cukrem i ekstraktem waniliowym. Żelatynę rozpuszczamy w gorącej wodzie, lekko studzimy i łączymy z 3 łyżkami masy jogurtowej a następnie z resztą jogurtu.

Ubijamy 100 ml kremówki i delikatnie łączymy z białą masą jogurtową. Ciasto smarujemy 2/3 kremu i wstawiamy do lodówki na pół godziny. Pozostałą 1/3 kremu odstawiamy w temperaturze pokojowej.

Przygotowujemy ciemny krem: jogurt mieszamy z cukrem i kawą w proszku. Żelatynę rozpuszczamy w gorącej wodzie, lekko studzimy i łączymy z 3 łyżkami masy jogurtowej a następnie z resztą jogurtu.

Ubijamy na sztywno 100 ml kremówki i delikatnie łączymy z masą kawową. Ciemny krem wykładamy na jasny.

Tort wkładamy ponownie do lodówki i schładzamy około 20 minut.
Odłożony biały krem mieszamy i delikatnie wykładamy na wierzch.

Wstawiamy ciasto na noc do lodówki.
Przed podaniem tort posypujemy wiórkami czekoladowymi.

Uszczegółowiłam nieco przepis ;) I dodam tylko jeszcze, że w przypadku kremów nie ma mowy o lekkim czy delikatnym mieszaniu... Trzeba solidnie ubić, bo jogurt pod wpływem żelatyny robi się grudkowaty. No chyba, że to wina jogurtu... ale robiłam z solidnym Zottem  ;)

No i mój tort w połowie został zjedzony po 3 godzinach od momentu wstawienia do lodówki... Ale i tak jest smaczny i lekki :)

piątek, 7 maja 2010

czekoladowe crincles

Nie zrobić ich to grzech ;) Dla wielbicieli czekoalady - idealne! Dla wielbicieli brownies - idealne! Dla wielbicieli smaków truflowych (przez małe t ;)) - prawie idealne;) Zobaczone kiedyś, kiedyś, dawno temu u Doroty, zostały zrobione kiedyś, kiedyś ;) I chyba pora zrobić je znów :)

Przepis:

  • 225 g połamanej gorzkiej czekolady 70% lub więcej
  • 110 g masła
  • 1/3 szklanki cukru
  • 3 duże jajka
  • 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 1 i 2/3 szklanki mąki
  • cukier puder do obtoczenia

Masło rozpuścić w małym rondelku. Pod koniec rozpuszczania dodać połamaną czekoladę, rozpuścić, dokładnie wymieszać.

Białka oddzielić od żółtek. Ubić na sztywno, dodając pod koniec partiami cukier, a następnie żółtka i ekstrakt z wanilii. Wymieszać z masą czekoladową cały czas miksując.

Mąkę wymieszać z solą i proszkiem do pieczenia. Wsypać do powstałej masy czekoladowej, dobrze wymieszać - będzie bardzo gęste. Schłodzić przez kilka godzin w lodówce, a najlepiej przez całą noc.

Ciasto wyjąć z lodówki, nabierać łyżeczką do herbaty (będzie ciężko, bo ciasto powinno być bardzo twarde), formować kuleczki mniejsze od orzecha włoskiego, obtaczać je mocno w cukrze pudrze i wykładać na blachę wyłożoną pergaminem.

Piec około 12 minut w temperaturze 150ºC. Podczas pieczenia ciasteczka lekko się spłaszczą i popękają. Studzić na kratce.

Zamiast ekstraktu z wanilii można dodac rumu na przykład. Poza tym surowe ciasto idealnie się przechowuje zarówno zamrożone jak i w lodówce, a gdy goście w progu staną wystarczy rozgrzać piekarnik i utoczyć kulki ;)

czwartek, 6 maja 2010

rolada czosnkowo-ziołowa

To mięso przygotowywałam na stół wielkanocny po raz pierwszy. W oryginalnym przepisie występuje boczek, ale znając preferencje mojej rodziny wolałam od boczku odstąpić i zastąpić go karkówką, która swoje zadanie spełniła doskonale :) Propozycja ta miała 'obsłużyć' co najmniej dwie kulinarna, blogowe akcje, ale nie wyszło... I choć nie jestem do końca przekonana o słuszności decyzji, do dodaję moje mięsko do micowej akcji śniadań majowych... Choć gwoździem śniadań majowych w moim domu będzie coś zupełnie innego... ;)

Przepis:

  • ok. 1 kg świeżej karkówki
  • 6-7 roztartych z  1 łyżeczką soli ząbków czosnku
  • po 1/2 łyżeczki suszonej miety, szałwi, cząbru, bazylii i majeranku
  • łyżka oliwy
  • łyżka żubrówki lub białego wina
  • 1/2 szklanki bulionu
  • 1/4 łyżeczki pieprzu

Utraty czosnek połączyć z ziołami, oliwa i alkoholem. Umyte i osuszone mięso rozkroić tak, by można było je później łatwo zwinąć w roladę, rozłożyć i natrzeć pastą ziołową. Ciasno zrolować, obwiązać sznurkiem i zawinąć w folię do pieczenia. Wstawić na noc do lodówki. Następnego dnia umieścić w nagrzanym do 180 stopni C. piekarniku i piec ok 90 minut, lub dłużej i w niższej temperaturze, jak kto woli :) Pod koniec pieczenia można odwinąć folię i mięso nieco przyrumienić.

Podawać na gorąco z ostrymi sosami lub na zimno  z chrzanem, do kanapek.

środa, 5 maja 2010

makaroniki czekoladowe i weny brak ;)

Tej weny trochę Polka ma podesłać, więc czekam ;) 

Makaroniki to żaden wyczyn, ot po prostu dobrze wytłumaczone przez Goś i pokazane na jej cudnym blogu Sweet Art, nie stanowiły żadnego problemu w produkcji. Powstały wieki temu, jak wiele innych ciastek czekających w kolejce na prezentację, a do dziś stanowią obiekt tęsknych westchnień niektórych osób ;) W moim prywatnym rankingu plasują się na miejscu trzecim, tuż po tych z maślanym kremem też od Goś i z kremem różanym wymyślonym własnoumysłowo, o którym napiszę kiedyś. Czekoladowe mają ten wielki plus, że solidna dawka dobrego kakao zagłusza ich nadmierną słodycz... ;) Dla mnie to plus, nie dziwić się proszę :*

Przepis:

250g zmielonych migdałów
450g cukru pudru
40g kakao
7 białek
1łyżeczka soku z cytryny
50g cukru

Pomieszać migdały i cukier puder z kakao, dokładnie wymieszać i przesiać!!! 
Białka wlać do miski, dodać cytrynę i zacząć ubijać.  
Do ubitych już lekko białek dosypujemy pierwszą część zwykłego cukru. Ubijamy dalej i pod koniec dodajemy resztę cukru. Białka ubijamy 5min.(ale nie więcej, bo w tym momencie osiągają szczyt jędrności) na dość szybkich obrotach.
Do ubitych białek dodajemy 1/3 masy migdałowej, mieszamy, potem stopniowo dodajemy resztę pudru.

Przekładamy masę do rękawa, wyciskamy makaroniki o śr. ok.1cm. Zostawiamy, aby obeschły (kiedy dotkniemy wierzchu lekko palcem, nie może się zapadać, a być sprężyste).
Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 150 st. C. Pieczemy ok. 20-25min.

Krem czekoladowy czyli genache:

250g śmietanki 30% gotujemy, zalewamy 200g pokrojonej drobno czekolady, miksujemy aż składniki się połączą, dodajemy 35g masła i znów miksujemy, odstawiamy aż lekko wystygnie i przekladamy nim makaroniki.

PS. Żadna filozofia, serio. I jeszcze linka do filmiku bardzo pomocnego how to make the macarons.

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin